W piątek coś mnie podkusiło, żeby zagłębić się co nie co w tajniki polityki. Co prawda chęć ta wywołana była tym, że ta polityka w która miałem się zagłębić jest dość specyficzna, może nawet i kolorowa, a na pewno czasami kabaretowa, no i często przerysowana, a ja przerysowane rzeczy lubię. W piątek dotarłem lekko spóźniony na spotkanie z politykiem Januszem Palikotem.
Samo spotkanie Janusza Palikota z mieszkańcami naszego miasta nie było zbyt.. ciekawe. Nic wielkiego się nie wydarzyło, żarty były raczej delikatne, na poziomie, a w pewnym momencie poczułem się jak na mszy w kościele podczas kazania widząc jak ludzie zaczynają ziewać. Chociaż może kościół – msza, to złe porównanie, zwracając uwagę na to, jak Palikot (wbrew pozorom delikatnie, aż mnie to dziwiło) podchodził do tematu odsunięcia kleru od naszych – społeczeństwa, pieniędzy.
Polityka sama w sobie nigdy mnie nie interesowała, więc nawet się ucieszyłem, kiedy usłyszałem, że spotykając się z Palikotem, o karierze w PiS-ie mogę zapomnieć. Teraz tylko trzeba się zastanowić co zrobić, żeby zamkneli mi drzwi z lewej i prawej strony tej sceny 🙂
Bez większego zagłębiania się w problematykę postulatów, które Palikot wygłaszał, mogę powiedzieć, że najbardziej spodobał mi się ten, gdzie sam mógłbym decydować o tym, która partia dostanie moje pieniądze, lub czy oddam coś na kościół katolicki, bibliotekę, szkołę, czy muzeum. Uważam to za bardzo ciekawe rozwiązanie, podkreślając cały czas, że nie zagłębiałem się zbytnio w ten sposób finansowania owych organizacji.
Wielkiej sympatii politycznej Janusz Palikot u mnie nie zdobył, nawet gdzieś ten jego wizerunek wykreowany przez media trochę u mnie zbladł. Co prawda kampania dopiero się rozkręca, więc czas na to, abym to przy jego partii postawił krzyżyk jeszcze jest.
Zaciekawiło mnie jednak to, że wśród publiczności widziałem sporo znajomych twarzy. Czyżbyśmy zaczęli w końcu szukać alternatyw?
Zostaw komentarz